Tytuł: Jak kura zrobiła umywalkę
Seria: Kura Adela
Cykl wydawniczy: Bardzo duże litery
Autorka: Joanna Krzyżanek
Ilustracje: Zenon Wiewiurka
Wydawnictwo: Debit
Okładka: twarda
Ilość stron: 96
ISBN: 978-83-7167-917-9
Moja ocena: 5,5/6
Kupicie w: LIBROTEKA
Moja córa
jest wielką fanką zwierząt wszelakich. Nie ważne, czy to krówka czy też zebra
lub lew, wszystkie są milutkie i słodkie (w jej mniemaniu :D). Nic, więc
dziwnego, że wprost uwielbia książki, w których główne role przypadły w udziale
właśnie zwierzęcym bohaterom, ale to raczej nic dziwnego w przypadku wszystkich
kilkulatków. Wracając do sprawy właśnie, dlatego wybierając kolejną lekturę na
dobranoc zdecydowałam się na książeczkę z serii Kura Adela – Jak kura
zrobiła umywalkę. Powiem szczerze, że nawet w najśmielszych życzeniach, nie
przypuszczałam, iż moja Nadinka aż tak pokocha przygody śmiesznej kurki. A
jednak!
Jak
kura zrobiła umywalkę to
tak naprawdę trzy różne opowiadania, niemające nic wspólnego z samym tytułem,
no może oprócz samej Kury Adeli.
Znajdziemy tutaj, więc opowieść (Kura i makaron) o tym jak pierzasta
bohaterka nabrała ochoty na dłuuuugi makaron według przepisu jej mamy Adelajdy.
Odnalazła, więc przepis i skwapliwie zabrała się do roboty. Zebrała odpowiednie
składniki: worek puszystej mąki od młynarza Mamrota, dwa wiadra wody od miętusa
i strusie jajo od Maurycego z Magazynu Jajek. Zaczęła, więc najpierw od połączenia
wszystkich składników, wyrobienia puszystego i nieklejącego się do skrzydeł
ciasta, a następnie do przerabiania go na makaron. Niestety nie wszystko poszło
tak jak powinno. Wszystkiemu winna plama mąki, która zakryła najważniejszą
informację…
Kura
i pan Upał to opowieść o
tym jak Adela postanowiła wyprawić się nad morze, aby w jego chłodnych wodach i
przy delikatnym wierze, zaznać, choć odrobinę ulgi o panoszącego się wszędzie –
pana Upału. Spakowała, więc szybko najpotrzebniejsze rzeczy i już jej nie było.
Jednak po początkowych zachwytach przygramoliła się w końcu wszędobylska nuda.
Nikt z współplażowiczów nie miał ochoty na budowanie zamków z piasku czy też
chlapanie się w wodzie z sympatyczną kurką. Adela uknuła, więc niewielki
spisek, który miał jej pomów w zdobyciu nowych towarzyszy zabaw. Niestety, jej
wyobraźnia szybko zaczęła podsuwać dość niewesołe możliwości spędzenia wolnego
czasu z nowymi znajomymi…
Lato to czas dość intensywnych zbiorów,
także i dla Adeli, u której w maliniaku wprost przelewało się od malin. Kura
szybko zabrała się, więc za zrywanie, aby następnego dnia stanąć przy
podwórkowej kuchence i smażyć z nich wspaniałe konfitury Kury Adeli. Po
ukończeniu postawionego sobie zadania, kurka przekonała się, że wcale nie
wyszła z tego cało… wszystkie jej piórka pokryte były słodkimi konfiturami w
malinowym kolorze. Niewiele myśląc, szybko nalała chłodnej wody do wanny od
wujka Wacława i kiedy już miała do niej wskoczyć i cieszyć się relaksującą
kąpielą, pojawił się wodnik. Czego chciał i jaki był finał? Tego musicie
dowiedzieć się samo w trakcie czytania ostatniego już opowiadania z tego zbioru
– Kura i wanna.
Niebywałą zaletą każdej z tych historyjek
jest fakt, iż dzięki nim dzieci będą mogły zapoznać się literkami W, U i M. W
tekście, czy to go słuchając, czy też próbując samodzielnie czytać, mały
czytelnik będzie mógł odnaleźć jak najwięcej wyrazów na daną literkę, która jest
jakby patronem poszczególnych przygód uroczej bohaterki. Co więcej, wszystkie
te wyrazy są zaznaczone na pomarańczowy kolor, więc dziecko samoistnie
(łatwiej) je zapamiętuje. To naprawdę świetny pomysł. Po za tym dziecko może
nie tylko osłuchać się z wyrazami, ale także kojarzyć z czymś zabawnym to jak
wygląda pisana litera duża i mała (takie przykłady podawane są na koniec
każdego opowiadania). Dzięki temu będą miały ciutkę ułatwione zadania także z
nauką pisania.
Jeżeli chodzi o oprawę graficzną i
ilustrację, to, chociaż te drugie nie są może jakieś super piękne, ale mają
swój urok. Do tego, dosłownie zachwycają feerią barw, która ucieszy oczy
każdego malucha. Poza tym, każdy z obrazków doskonale odzwierciedla tekst, jaki
znajdziemy, obok więc nawet czterolatek nie ma problemu z opowiedzeniem później
całej historyjki we własnych słowach, posiłkując się tylko oglądanymi
ilustracjami. Wierzcie lub nie, ale ja przekonałam się o tym na własnej skórze
kiedy po raz piąty jednego dnia musiałam wysłuchać całej opowieści o tym co
zdarzyło się Adelci :P. Jeżeli chodzi o okładkę, to fakt, iż jest ona twarda na
pewno zapewni długą żywotność książki nawet w dość ekstremalnych „momentach” w
jakie dziecko postanowi ją zabrać. To również zostało sprawdzone w czasie
wyprawy do przychodni zdrowia, całodzienny pobyt u babci (gdzie rzeczona
babuńcia musiała czytać o Adeli co dwie godziny :D), a także czytanie w trakcie
gdy córa siedziała w wannie bo inaczej nie dawała umyć sobie głowy.
Jeżeli szukacie, więc książeczki dla
dziecka, rodzeństwa, małych kuzynów lub kuzynek lub innych brzdąców, to Kura Adela. Jak kura zrobiła umywalkę
jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Niezależnie ile lam ma mieć jej
odbiorca. Wszystkie opowieści są, bowiem napisane prostym i wesołym językiem, a
i konstrukcja każdej z historii wcale nie jest zagmatwana. Można wręcz
powiedzieć, że chwilami nie wiele jest w niej sensu, ale chyba właśnie to tak
bardzo podoba się dzieciom i doskonale oddziałuje na ich wyobraźnię.
Jak kura zgubiła pióra | Jak kura zrobiła umywalkę | Jak kura nie chciała być kurą | Jak kura zniosła jajko
Dzieci nie mam, a moja chrześnica chyba już za dużo na takie książeczki, ale polecę znajomym.
OdpowiedzUsuń