EFANTASTYKA
Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny
Tytuł oryginalny: Struck
Seria/trylogia: Struck #1
Autor: Jennifer Bosworth
Tłumacz: Agata Kowalczyk
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 368
Data wydania: 07/03/2013
ISBN: 9788324146000
Moja ocena: 2,5/6
Dostępne w: LIBROTEKA; PK FONT
Istnieje
moda na dane modele telefonów komórkowych, marki samochodów, a także… na
gatunki literackie. Po „zalewie” rodzimego rynku wydawniczego historiami z
rodzaju paranormal romance w których główne role grały wampiry, wilkołaki,
upadłe anioły i inne takie, teraz przyszła pora na powieści dystopijne. Autorzy
dosłownie prześcigają się w, chwilami makabrycznych, ale także i dość realistycznych
relacjach na temat tego, co ludzkość może sobie zgotować w przyszłości. Jedna z
takich propozycji przedstawiona jest w książce zatytułowanej Dziewczyna, którą kochały pioruny.
Tytułowa
bohaterka to Mia Price. Nie ma ona łatwego życia, szczególnie po ostatniej
burzy, która wywołała najmocniejsze trzęsienie ziemi, czym doprowadziła do
zniszczenia całego Los Angeles. Od tamtych chwil w mieście zapanował totalny
chaos. Plaże zmieniły się w pola namiotowe dla najbiedniejszych i tych, których
domy zwaliły się w trakcie trzęsienia. Centrum miasta już nie ma. Ludzie zwą je
teraz Rumowiskiem, tam odbywają się tajne i dzikie imprezy.
Na kataklizmie
zyskały dwie zwalczające się frakcje – Tropiciele oraz Wyznawcy. Każda z nich
inaczej interpretuje to, co się zdarzyło. Mimo to jest coś, co je łączy – Mia.
Oba ugrupowania widzą w niej „klucz” do wypełnienia się mrocznych przepowiedni,
więc usilnie starają się ściągnąć ją do siebie. Jednak na drodze staje im
tajemniczy Jeremy, który obiecuje dziewczynie, że obroni ją przed wszelkim
złem…
Autorką
wyżej wspominanej książki jest Jennifer
Bosworth. Kobieta do niedawna była scenarzystką i producentką filmów
krótkometrażowych. Współdziałając wraz ze swoim mężem, reżyserem, może wpisać
na listę swoich sukcesów sporą liczbę nagród filmowych, jednak to jej nie
satysfakcjonowało. Dlatego właśnie postanowiła spróbować sił w pisarstwie. Dziewczyna, którą kochały pioruny to
jej debiut, od samego początku rozsławił
nazwisko Bosworth w wielu krajach, a inne zagraniczne wydawnictwa zaczęły walić
drzwiami i oknami, po prawa do przetłumaczenia tej powieści.
Po
takich informacjach i opisie zawartym w blurbie, moja ciekawość była naprawdę
ogromna, do momentu, gdy książka nie wpadła w moje ręce i nie ujrzałam hasła z
okładki porównującego Dziewczynę, którą
kochały pioruny do dwóch innych dystopijnych historii (w Polsce zdobyły już
one, grono swoich zagorzałych fanów). Strasznie nie lubię takich chwytów
marketingowych, szczególnie w momencie, gdy znam porównywaną powieść, a co
więcej, naprawdę ją lubię. Jak w takim wypadku pozostać bezstronną? Jest
ciężko, ale mam nadzieję, że mi się to uda.
Pierwszym
co zdobyło moją uwagę po rozpoczęciu lektury, to intrygujący prolog, jeszcze
bardziej pobudzający czytelniczą ciekawość. Widać, że autorka doskonale wie,
jak zdobyć zainteresowanie odbiorcy. Niby odkrywa pewne wątki i swoje plany
wobec rozwoju fabuły, ale jednocześnie doskonale kamufluje te, które będą
najważniejsze w toku rozwoju całej akcji. Niestety tym większy okazał się
zawód, gdy już przeszłam do dalszej części z opisem poszczególnych przygód
„żywego piorunochronu”, jak nazywa samą siebie Mia. Wszelki zapał do tej
książki został zgaszony niczym płomyk zapałki. Odniosłam wrażenie, że Jennifer Bosworth straciła koncepcję co dalej
zrobić z tak fantastycznym początkiem. Zupełnie jakby nie miała pomysłu na
wypełnienie całego pola fabularnego pomiędzy wstępem a zakończeniem historii
Mii i staranniejsze opisanie jej udziału
w proroctwach związanych z zagładą świata. Akcja jest z tego powodu dosyć
monotonna i nie zaskakuje. Można wręcz powiedzieć, że jej rozwój stanął
praktycznie w miejscu.
Także
koncepcja na poszczególnych bohaterów nie została do końca przemyślana.
Postacie, które miały intrygować i przykuwać uwagę, są po prostu nijakie, giną
w tłumie, a chwilami wręcz irytują swoją ignorancją oraz „płaskością”. Także
ich emocjonalność i w ogóle uzewnętrznianie uczuć pozostają jedynie na poziomie
„chodnika”. Niezależnie czy chodzi o miłość, złość czy panikę, dla mnie
wszystkie ukazane były tak samo, zupełnie jakby Mia i inni pozostawali obojętni
na wszystko, co się wokół nich dzieje.
Podsumowując. Dziewczyna, którą
kochały pioruny
zapowiadała się naprawdę ciekawie i dość nietuzinkowo, a skończyło się po
prostu nijako. Szkoda, bo sam pomysł, jaki przyświecał autorce w trakcie
tworzenia tej książki, jest naprawdę fajny i jeżeli jego potencjał zostałby
wykorzystany w odpowiedni sposób, to historia Mii miałaby szansę obronić się w
moich oczach. A tak, po odłożeniu skończonej powieści na półkę, zaczęłam
żałować czasu z nią spędzonego, bo równie dobrze mogłam poświęcić go na jakąś
dużo ciekawszą powieść.
WYZWANIE: Czytam fantastykę!
Paranormal romance
Struck:
1. Dziewczyna, którą kochały pioruny
2. ?
3. ?
Strona autorki
Trailer do książki
Czaiłam się na tę książkę, ale chyba mi się po Twojej recenzji odechciało. Mam tyle książek, że póki co wolę omijać te potencjalnie kiepskie.
OdpowiedzUsuń(p.s. wybacz, że Ci tu spamuję, ale zajrzyj proszę do skrzynki na Lubimy Czytać :))
Mam podobne odczucia co do tej książki. Czytałam ją w pociągu i przetestowałam jako świetny usypiacz:)
OdpowiedzUsuńRaczej się spotykałam z pozytywnymi opiniami, ale widzę, że nie mam czego żałować, że na nią nie trafiłam.
OdpowiedzUsuńPomysł mi się bardzo podobał na tę książkę, czytałam ją w sumie jeszcze w oryginale. Miała naprawdę spooory potencjał, jednak momentami była nieco nudnawa. Ja bym tam więcej akcji i napięcia wrzuciła i by trochę książka zyskała. Jednak co jak co... zwiastun mnie powala :D
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie czytało mi się twoją recenzje, pomimo tego, że po książkę nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPomysł na tę książkę bardzo mnie zainteresował. Ogółem lubię ten teraz popularny gatunek, który podbija czytelników. Zaniepokoiłaś mnie tym nijakim zakończeniem... odpuszczę sobie w takim razie, skoro ta książka jest przeciętna ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na konkurs ;)
Pozdrawiam,
Mai
Słyszałam o tej książce i miałam ją w planach, bo wydawała się idealna dla mnie. Po Twojej recenzji przeszła mi na nią ochota.
OdpowiedzUsuńPo książki z tego wydawnictwa sięgam bardzo rzadko i na palcach jednej ręki mogę zliczyć te Amber'owskie powieści, które mi się spodobały.
OdpowiedzUsuń"Dziewczyna, którą kochały pioruny" zapowiadała się bardzo ciekawie, lecz skoro tyle w niej błędów to chyba spasuję!
Pozdrawiam :)
wiedziałam, że tak będzie.. te wszystkie nowsze dystopie są już mdłe, bo schematyczne. gatunek już mi się niestety znudził. :(
OdpowiedzUsuńMiałam na nią ochotę, ale to już druga recenzja, dzięki której ta ochota się zmniejszyła :P Może kiedyś z ciekawości sięgnę :D
OdpowiedzUsuńTez nie lubię kiedy na okładce jest porównanie do innej książki. Strasznie irytujące.
OdpowiedzUsuńZamierzałam przeczytać "Dziewczynę, którą...", ale teraz muszę się nad tym poważnie zastanowić.
Świetny zwiastun książki :) Lubię temat dystopii więc na pewno rozejrzę się za tą powieścią.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak nie warto. Cieszę się, że przynajmniej zaoszczędzę pieniądze :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam dystopię, ale zgadzam się z tym, że teraz jest jakaś plaga jeśli chodzi o ten gatunek. Nie zmienia to jednak faktu, że książka czeka już na mojej półce i za kilka dni mam zamiar się za nią zabrać. Mam tylko nadzieję, że mnie spodoba się bardziej niż Tobie :)
OdpowiedzUsuńA miało być tak pięknie. Nie wyczekuję chwili, gdy przeczytam tę książkę, ale mimo wszystko jestem jej ciekawa.
OdpowiedzUsuń