Autor: J. R. Ward
Wydawnictwo: Videograf II
Wydawnictwo: Videograf II
Ilość stron: 296
Rok wydania: 2011
Moja ocena: 6/6
Moja ocena: 6/6
Historii ciąg dalszy…
„Księżycowa przysięga” to kolejna odsłona opowieści o uczuciu jakie połączyło Xhex i Johna. Jej początek dużo dokładniej mogliśmy poznać w „Drodze przeznaczenia”, chociaż również w poprzednich częściach autorka parę razy napomknęła o relacjach pomiędzy ta dwójką bohaterów. Na Polskim rynku czytelniczym jest to już dziesiąty z kolei tom serii „Bractwo Czarnego Sztyletu”, chociaż w oryginale jest to nadal ósmy tom o tytule „Lover Mine”. Autorki, J. R. Ward, raczej nie trzeba nikomu przedstawiać.
„Księżycowa przysięga” to kolejna odsłona opowieści o uczuciu jakie połączyło Xhex i Johna. Jej początek dużo dokładniej mogliśmy poznać w „Drodze przeznaczenia”, chociaż również w poprzednich częściach autorka parę razy napomknęła o relacjach pomiędzy ta dwójką bohaterów. Na Polskim rynku czytelniczym jest to już dziesiąty z kolei tom serii „Bractwo Czarnego Sztyletu”, chociaż w oryginale jest to nadal ósmy tom o tytule „Lover Mine”. Autorki, J. R. Ward, raczej nie trzeba nikomu przedstawiać.
Przechodząc do ogólnego zarysu fabuły. Historia rozpoczyna się w tym samym momencie, w którym rozstaliśmy się z nią w „Drodze przeznaczenia”. John zabiera Xhex w podróż po miejscach swojego dzieciństwa, jednak stara się pominąć jak najgorsze wspomnienia, aby nie wywoływać ich na powierzchnię „morza pamięci”. Mimo tego, dziewczyna poznaje niektóre z mrocznych sekretów wojownika, z powodu swojej symphackiej części. Zdaje sobie również sprawę, że co raz więcej zaczyna ją łączyć z Johnem, aż w końcu uzmysławia sobie, że jej przeznaczeniem jest trwać u boku ukochanego. Bo w końcu Xhex odkrywa w sobie miłość do niemego wojownika i czuje się przy nim jak bezbronna kobieta, co pierwszy raz okazuje się dla niej miłym uczuciem.
Dlatego też zgadza się na propozycje Johna, że oboje będą szukać, a później rozprawią się z Lahserem. Ich zadanie zostaje znacząco ułatwione z powodu przemiany, jaka przechodzi syn Omegi. Jakie zakończenie przyszykowała dla swoich czytelników, autorka? Przekonajcie się sami, ja nie zdradzę już nic więcej, aby nie pozbawiać was „frajdy” z czytania.
Po takiej ilości tomów serii, może się wydawać, że nic już nas nie zaskoczy. Jednak w przypadku tego cyklu jak i zresztą autorki, jest to mylne wrażenie. Pani Ward nie dość, iż wprowadza do fabuły nowe wątki i postacie, których historię poznajemy w kolejnych tomach, to wypełnia i tak już dynamiczna akcję, tyloma nieoczekiwanymi zwrotami wydarzeń, że czytelnik nie może być pewien, co go czeka jak przekręci stronę. Fabuła została dopracowana w każdym najmniejszym szczególe, a do tego autorka w bardzo „zgrabny” sposób połączyła teraźniejszość z przeszłością, bo chociaż wydaje się, że obie te historie nie mają ze sobą nic wspólnego (oprócz Johna, który jest kolejnym wcieleniem Hardhego) to jednak po finałowej scenie, wszystko staje się jasne i nabiera głębszego sensu. Nie zdradzę jednak, którego z bohaterów będzie to dotyczyło.
O bohaterach pisałam już w recenzjach poprzednich tomów, więc nie będę się na nich skupiała. Chciałabym tylko zaznaczyć, że co raz bardziej interesuje mnie jak autorka zamierza poradzić sobie z sytuacją, jaka zaistniała pomiędzy Khillem i Blasthem. Natomiast, jeżeli chodzi o nowe postacie, to do mieszkańców domu Ślepego króla, dołączy także Panikha. Z poprzednich tomów wiemy o niej, że uwielbia walczyć oraz jest córką Pani Kronik. Jednak w „Księżycowej przysiędze” okazuje się także, że jest ona siostrą bliźniaczką jednego z braci, a mianowicie…. nie tego nie zdradzę. Sami musicie cierpliwie przeczytać powieść, aby rozwiązać tą zagadkę. Ciekawa jestem także, co autorka planuje także dla tajemniczego wampira z dworku. Muszę przyznać, iż byłam lekko zaskoczona, gdy przeczytałam kto to jest.
Podsumowując. Książkę, jak zresztą każda poprzednia część, napisana jest prostym językiem, chociaż autorka nie stroni od sporej liczby wulgaryzmów. Jednak w „Księżycowej przysiędze” jest ich już znacznie mniej niż na przykład w „Mrocznym kochanku". To samo tyczy się scen erotycznych są bardziej wyważone, ale nadal pozostają lekko pikantne. Z tego tez powodu książka i całe „Bractwo Czarnego Sztyletu” to lektura dla czytelników 18+. Polecam każdej miłośniczce serii, ja dnia na pewno jestem.
Książkę miała okazję przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf II
Jakoś nie mogę się przemóc do tej serii.. Jak widzę te okładki,ogromną ilość tomów.. Oj,nie.
OdpowiedzUsuńNie czytałam poprzednich części, ale widzę że warto, dlatego - przeczytam! Świetna recenzja. :)
OdpowiedzUsuńMusiałabym poznać wcześniejsze tomy. Mam nadzieję, że będzie na to czas :))
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej serii, chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuńnie dla mnie
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu próbowałam czytać pierwszą cześć serii, jednak po kilkunastu stronach zwyczajnie się poddałam. Chyba jednak to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie tomy do księżycowej przysięgi - z czystej ciekawości. Wniosek jest jeden. Autorka zbyt się nie wysila, a jedynie w kółko powtarza jeden i ten sam schemat, przez co nawet ani trochę nie zbliżamy się do punku kuliminacyjnego :-( Dlatego też niedawno całkowicie zaniechałam czytania tej serii, gasząc ostatni płomyk nadziei.
OdpowiedzUsuńAle to tylko moje zdanie. :-D
Seria być może by mi się spodobała, ale nie ciągnie mnie do takiego wampirzego (wada nr 1) tasiemca (wada nr 2)
OdpowiedzUsuń