Tytuł: Złota księga bajek. Opowieści o BarbieCykl: Złota księga bajekWydawnictwo: EgmontOkładka: miękkaIlość stron: 304Rok wydania: 2013ISBN: 9788323769965Moja ocena: 4,5/6
Barbie
nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Pewnie każda z Pań miała takową zabawkę w
swoich zbiorach w dzieciństwie, u niektórych przypuszczalnie nadal ona gości ze
względu na córeczkę. Po za tym wszyscy o niej nie raz słyszeli i to w
najróżniejszych kontekstach, czy to ze względu na piosenkę, upodobnianie się
kogoś do tejże lalki, czy też ze względu na filmy animowane, których ostatnimi
czasy jest naprawdę dość sporo. Właśnie, jeżeli mowa o filmach, te najpopularniejsze
z nich zostały „ubrane” w słowa i przeniesione na karty książki noszącej tytuł Złota księga bajek. Opowieści o Barbie.
Co prawda
w naszym domu nie ujrzy się Barbie, była jedna, ale od razu wylądowała w kącie,
a potem została wydana, ponieważ moja córa woli raczej lalki potworki (czyt. Monster
High), które muszę przyznać, że i mi się bardzo podobają. No, ale przecież nie
o tym miałam pisać. Potraktujcie to, więc jako lekką dygresję, a ja wracam na
właściwe tory swoich wynurzeń.
Na całą książeczkę składa się osiem różnych opowiadań, które mają ze sobą tylko jeden wspólny mianownik… ich bohaterkami są lalki Barbie. Nie będę przytaczał streszczeń ich fabuły, ponieważ zbyt długo by się z tym wszystkim zeszło, a i znając siebie to w przypadku tych opowieści nie tylko bym się zagmatwała i być może poplątała troszkę wątki. Wierzcie mi, można się pogubić, jeżeli codziennie jest się zmuszanym do obejrzenia przynajmniej jednej bajki wchodzącej w serię Barbie. No właśnie, jeżeli już przy tym jestem, to muszę się przyznać, że wszystkie te historyjki miałam okazję najpierw poznać w wersji filmowej, a dopiero niedawno dowiedziałam się o książce, a tej mój mały molik za nic nie mógł odpuścić.
Znam gust czytelniczy swojej córki w miarę dobrze, a przynajmniej na pewno umiem sobie wyobrazić jej reakcję w momencie, kiedy książka jednak nie przypadnie jej do gustu. Dlatego za czytanie Złotej księgi bajek zabierałam się raczej z szybko bijącym sercem, w obawie, że opowieści zostały dość mocno okrojone, czego moja latorośl raczej nie przyjęłaby zbyt dobrze. Na szczęście moje obawy okazały się bez podstawne, ponieważ wszystko to, co w bajkach najważniejsze, znalazłyśmy także na kartach książki. Moja córa, po ośmiu dniach czytania na dobranoc stwierdziła więc łaskawie, że „fajna była, tylko szkoda, że nikt w niej nie śpiewa” :D (to właśnie piosenki podbiły serce Nadusi). Wracając jednak do Złotej księgi…, wszystko zostało dodatkowo okraszone naprawdę ślicznymi ilustracjami, które zachwycają feerią barw no i doskonale wkomponowują się we wszystkie fragmenty tekstu zamieszczone nad nimi.
No właśnie, jeżeli już przy tekście jesteśmy. Męczyło mnie tylko to, że wszystko zostało spisane raczej małą czcionką i bez wyraźnego zaznaczenia interlinii. Niestety czytanie tego dość mocno męczyło moje oczy. Zwłaszcza, że przede wszystkim czytam córce na dobranoc, więc niestety światło nie znajduje się centralnie nad nami, tylko po drugiej stronie pokoju. Co za tym idzie, sprawiało, że niekiedy tekst zlewał mi się w jedną zwartą masę literek bez jakiegokolwiek sensu. Jest to jedyny mankament, przynajmniej w moim odczuciu. Dlatego mimo to zachęcam do zapoznania się z tymi opowiadaniami. Wasze córeczki, siostrzyczki, kuzynki lub inne kobietki z rodziny, na pewno będą zachwycone. Zresztą, co tu dużo pisać… pewnie i Wam, tak samo, jaki mi zapadną one w pamięć.
Książeczkę miałyśmy okazję poznać
dzięki uprzejmości księgarni
Fajna seria dla dzieci, może zaproponuję chrześnicy :)
OdpowiedzUsuńCudowną masz tą pociechę :) Barbie to już dla mnie tak odległy temat, lecz zawsze są to miłe wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńMoja córka też byłaby zachwycona ;) Większość małych dziewczynek kocha Barbie ;)
OdpowiedzUsuń