EFANTASTYKA
Tytuł: Apokalipsa Z. Początek końca
Tytuł oryginalny: Apocalipsis Z. El principio del fin
Trylogia: Apokalipsa Z. #1
Autor: Manel Loureiro
Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski i Joanna Ostrowska
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 416
Data wydania: 19/09/2013
Okładka: miękka
Ilustracja okładkowa: Buida Nikita Yourievich/Shutterstock
ISBN: 978-83-7758-474-3
Moja ocena: 5,5/6
Cena okładkowa: 34.99 zł
Kupicie w: Libroteka
Zombie, inaczej zwany także „umarlakiem” bądź „żywym
trupem”, to istota fikcyjna, najczęściej wykorzystywana przy tworzeniu historii
rodem z horrorów. Swego czasu boom na
tę tematykę można było obserwować w filmach, a ostatnio wdarł się także do
literatury dystopijnej, gdzie autorzy połączyli zombie z wirusem, co prowadzi
do grożącej Ziemi, mrożącej krew w żyłach apokalipsy. Manel Loureiro również postanowił skorzystać z tego schematu w
swojej powieści. Co jest w niej więc takiego, że wybija się ona ponad wszystkie
inne?
Autor na
co dzień pracuje jako adwokat, a wieczorami oddaje się swojej pasji – pisaniu.
Historia walki młodego prawnika i jego kota o przetrwanie w świecie opanowanym
przez zombie najpierw ukazywała się w internecie na blogu pisarza. Jednak
ogromne zainteresowanie treścią i rzesze ludzi, którzy kibicowali bohaterowi, dały
Manelowi Loureirowi przysłowiowego
„kopa”, aby przekształcić pomysł w fabułę książki. W końcowym rozrachunku
wyszła z tego trylogia, a Apokalipsa Z. Początek końca to jej
pierwszy tom.
W odległym
Dagestanie w Federacji Rosyjskiej dochodzi do ataku terrorystycznego na jedną z
tajnych baz wojskowych. W wyniku tego zdarzenia wydostaje się i rozprzestrzenia
morderczy wirus. Jednak władze tamtejszej organizacji nabierają wody w usta,
zamykają granice własnego państwa, a ostatecznie wprowadzają całkowitą cenzurę
wszelkich środków łączności z innymi krajami.
Młody
prawnik mieszkający w Pontevedrze w Hiszpanii najpierw z ciekawością, a później
z przerażeniem śledzi coraz to nowsze informacje o sytuacji w Dagestanie. Z
biegiem czasu kolejne doniesienia o dziwnym wirusie i zamykaniu granic oraz
cenzurze zaczynają napływać z różnych
państw, aż w końcu podobne sytuacje mają miejsce także w Hiszpanii. Jednak
główny bohater nawet w najgorszym koszmarze nie śnił o tym, jak to się potoczy…
Powieść,
a właściwie jej fabuła, wciąga powoli. Autor krok po kroku przeprowadza
czytelnika przez poszczególne etapy kataklizmu, dzięki czemu niby wiadomo,
czego się spodziewać po tym, co będzie dalej, ale… No właśnie, jest i „ale”,
bowiem na wydarzenia i szybkość, z jaką zaczynają się w końcu toczyć, nie da
rady się przygotować. To naprawdę niesamowite, jak debiutujący pisarz potrafi
zagrać na ludzkich emocjach – w tym przypadku moich – do tego stopnia, że nie można
oderwać się od książki. Lęki rodzące się w czytelniku stanowią dla mnie
największy atut Apokalipsy Z. Początku
końca. Dlaczego? Ponieważ wszystko, o czym Loureiro napisał, wydaje się, mówiąc kolokwialnie, tak cholernie
realne. Przecież ludzie nie mogą być na sto procent pewni, czy w jednej z
tajnych baz wojskowych (nieważne, jakiego kraju) naukowcy nie prowadzą badań
nad wytworzeniem nowego wirusa, który doprowadziłby do wybuchu epidemii, a jej skutki
byłyby naprawdę katastrofalne i doprowadziłyby ludzkość do przemiany w chodzące
zwłoki.
Jeżeli
chodzi o akcję i jej tempo, to tutaj jest naprawdę spora różnorodność.
Najłatwiej będzie porównać to do jazdy kolejką górską, gdzie raz powoli i z
dreszczykiem wyczekiwania podjeżdża się pod górę, aby w następnej chwili z
przerażeniem w oczach mknąć w dół. Tylko w trakcie czytania Apokalipsy Z należy wziąć jeszcze pod
uwagę niespodziewane zakręty lub pętle, które dodatkowo sprawiają, że serce
zaczyna bić znacznie szybciej, zupełnie jakby pompowało adrenalinę w nasze
żyły. To naprawdę doskonały sposób, aby zatrzymać czytelnika i nie pozwolić mu
odłożyć książki na bok. Sama jestem tego najlepszym przykładem – skoro takie
strachajło z niecierpliwością przewracało kolejne strony i to w środku nocy,
gdy cisza aż dzwoni w uszach, a każdy najdrobniejszy dźwięk zaczyna kojarzyć
się z zawodzeniem zombie, to kto mógłby się oprzeć tej powieści?
Jak łatwo
się domyślić z powyższego akapitu, klimat, jaki niosą ze sobą fabuła i akcja,
jest po prostu niesamowity. Nie mogę również nie wspomnieć o napięciu, które Loureiro systematycznie podnosi aż do
maksymalnego poziomu, przez co nie raz, nie dwa wstrzymywałam oddech, dopóki
nie dotarłam do końca sceny. Trzeba przyznać, że autorowi nie brakuje wyobraźni
w opisywaniu wydarzeń, szczególnie tych makabrycznych. Po prostu włos jeży się
na głowie, a ciarki chodzą po całym ciele.
Nie tylko
ciągła akcja, napięcie i wszechogarniający strach są atutami tej powieści. Mnie
osobiście intrygowała w niej jeszcze jedna rzecz, jednak fabuła tak bardzo mnie
wciągnęła, iż nie do końca wiedziałam, co to jest. Dopiero gdy przeczytałam
zakończenie i już na spokojnie mogłam to przemyśleć, uderzyło mnie, że tak
naprawdę nie znam głównego bohatera. Nie chodzi tu wcale o jego charakter, bo
ten aspekt postaci widać bardzo dobrze, tak samo jakim ulega zmianom pod wpływem
poszczególnych sytuacji, z którymi przychodzi mu się mierzyć. W końcu narracja
pierwszoosobowa właśnie tak działa. Wracając do tego, co mnie nurtowało i
ciekawiło; mam na myśli fakt, że Manel Loureiro
do samego końca nie pozwolił poznać imienia głównego bohatera. Jednak patrząc
na profesję zarówno pisarza, jak i protagonisty, czy też miasto, w jakim obaj
mieszkali (jeden w rzeczywistości, drugi fikcyjnie), można snuć domysły, iż
autor uczynił główną postacią książki samego siebie.
Podsumowując. Apokalipsa
Z. Początek końca to naprawdę niesamowita powieść, trzymająca w napięciu do
samego końca – a nawet jeszcze dłużej, skoro nie wiadomo, jaki to wszystko będzie
miało, ostatecznie, finał. Szczególnie, że książka jest dopiero wprowadzeniem
do szerszej perspektywy autora na apokalipsę, która może spaść na ludzkość.
Powieść Loureiro przeraża swoją realnością. Po prostu trzeba
przeczytać. Nic dodać, nic ująć.
WYZWANIE: Czytam fantastykę 1 (2013)
Początek końca | Mroczne dni | Gniew sprawiedliwych
"Mroczne dni"
Apokalipsa już się dokonała. Pozostał tylko jeden cel: PRZEŻYĆ! Ocaleni z apokalipsy Z docierają do jednego z ostatnich miejsc, którego nie opanowali zombi. Trafiają jednak do społeczności rządzonej przez wojskowych, pogrążonej w wojnie cywilnej, której ludność głoduje. W tych warunkach może się okazać, że ludzie są dla siebie największym zagrożeniem niż najgorsi z zombi.
Bardzo mnie ciekawi ta seria, na pewno po nią sięgnę. Nie wiedziałam, że autor nie zdradza imienia głównego bohatera, troszkę to dziwne :P
OdpowiedzUsuńDrugi tom mi się znacznie bardziej podobał niż pierwszy, a 3 już na mnie czeka :)
OdpowiedzUsuńCiągle gdzieś ta książka wpadała mi w oko, a ja omijałam ją szeeeerokim łukiem. Jakoś tak nie moje klimaty ... teraz widzę, że może warto dać jej szansę. Zachęciłaś mnie zwłaszcza tym niesamowitym klimatem i akcją, wzbudzającą takie emocje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zombie - coś dla mnie. Zdecydowanie :)
OdpowiedzUsuńDreszcze mnie przechodziły, gdy czytałam Twoją recenzję. Uwielbiam filmy o zombie (choć wszystkie są do siebie podobne), ale nigdy nie czytałam książki. Pewnie się na nią skuszę, skoro tak polecasz :)
OdpowiedzUsuń~Natalia
A ja nadal jestem w lesie jeśli chodzi o tematykę zombie. :D smutne to jest. :( może kiedyś na coś natrafię w bibliotece, a zwłaszcza na tę pozycję! :)
OdpowiedzUsuńMuszę się skusić na tę serię, ciekawi mnie ona.
OdpowiedzUsuńTyle słychać o tej serii, a ja jakoś nie mogę się do tego przekonać, bo mam wrażenie, że ten temat mnie nie zainteresuje. Książka zbiera same świetne recenzje i już sama nie wiem czy mam dać jej szansę ;)
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam. Zdecydowanie moje klimaty!
OdpowiedzUsuńTa pozycja raczej nie dla mnie,aczkolwiek styl sie zmienia ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :3
Niebawem będę czytała tę książkę, już nie mogę się doczekać, ma nadzieję że i mnie zachwyci.
OdpowiedzUsuńPowieści z klimatem to jest to! Jestem zdecydowanie na tak ;)
OdpowiedzUsuń