Tytuł: Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania
Autor: Leszek K. Talko
Ilustracje: Ewa Olejnik
Wydawnictwo: Znak emoikon
Ilość stron: 414
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Projekt okładki: Maria Gromek
ISBN: 978-83-240-2822-1
Moja ocena: 5,5/6
Kupicie w: LIBROTEKA
Oczekiwanie
na narodziny dziecka, to dla rodziców czas pełen radości, czytania różnych
poradników mówiących o pielęgnacji niemowląt i ogólnym wychowaniu dzieci,
układanie planów na przyszłość, no i przede wszystkim szykowanie wyprawki oraz
przygotowywanie mieszkania na przyjście potomka. Jednak, gdy maluch jest już z
nami, często życie zmusza nas do zweryfikowania nie tylko naszej wiedzy, ale
także i planów. Dlaczego? Ponieważ te malutkie istotki są nieprzewidywalne.
Zresztą każdy rodzic doskonale wie, o co mi chodzi… nie ma dwójki takich samych
dzieci, więc nie będą jednakowo zachowywały się i rozwijały, bo tak jest
napisane w „mądrych” książkach o rodzicielstwie. Właśnie to stara się nam
uświadomić Lesze K. Talko w swojej
książce Dziecko dla odważnych. Szkoła
przetrwania, która jest swoistym antyporadnikiem gdzie znajdziemy sporo mocno
przerysowanych sytuacji jak nie
należy wychowywać swojej pociechy.
„SOS! W domu pojawia się małe stworzenie, które ryczy nie na żarty, za krótko śpi, ssie palec, robi kupy i dziwnie na ciebie patrzy.Podobno człowiek może się przyzwyczaić do wszystkiego. Więc kiedy w domu pojawił się Pitu (wtedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia, jak się będzie nazywał), przyzwyczailiśmy się.Jakimś cudem zmieniałem pieluchę. Nie wiem, jakim cudem wkładałem mu nowe ubranko. Kolejne tego dnia. (Czy mi się wydaje, czy w książkach nic nie pisali, że przeciętny Pitulek potrafi się obrzygać dziesięć razy dziennie? Bo o tym, że w tym samym czasie dwadzieścia razy obrzyga rodziców, nie pisali na pewno).Jakim cudem ludzkość nie wymarła, skoro tyle wysiłku trzeba włożyć w wychowanie jednego dziecka? A przecież są tacy, co mają dwójkę czy, uchowaj Boże, piątkę! Więc co? Nie śpią dziesięć lat z rzędu?”
Ta
książka to niezawodny sposób na poprawę humory. Nie da rady nie śmiać się z
tego, jak Leszek Talko opisuje, z przymrużeniem
oka, swoje doświadczenia, jako rodzica. Powyższy cytat to dopiero początek tego,
co serwuje nam autor. Wierzcie, im dalej tym wybuchy niepohamowanego śmiechu
są jeszcze częstsze. Mój mąż tylko kręcił głową i uśmiechał się pod nosem.
Co
ciekawe, wielu rodziców z pewnością uświadomi sobie w trakcie lektury Dziecka dla odważnych, że przechodzili
praktycznie przez to samo… Próby zmęczenia dziecka tak, aby zechciało położyć
się wcześniej spać, skutkowały „wypruciem” rodzica ze wszelkiej dostępnej
energii życiowej. Na przykładzie pierwszych lat życia swojego pierworodnego
synka zwanego Pitulkiem, uświadamia jak wielką indywidualnością jest każde
dziecko, które nie lubi podporządkowywać się do zasad, jakie rodzice sobie
wymyślili na podstawie reklam i tego, co przeczytali w mądrych=głupich
poradnikach dla rodziców. Sami mieliśmy okazję się o tym (i kilku innych
rzeczach) dowiedzieć na własnej skórze, w dość szybkim tempie. Nadia bardzo
szybko wyprowadziła nas z błędnego myślenia, iż będzie zachowywała się i
rozwijała w takim tempie jak to opowiadali na przykład pediatrzy lub położna.
Nasza córa, tak samo jak Pitulek od Talki, potrafi w oczywisty sposób (no może nie aż tak drastyczny) postawić
na swoim i na nic zda się przekonywanie, proszenie czy też wymaganie. Sama wie lepiej,
czego jej potrzeba i w kiedy.
Jak już
wspominałam na samym początku, Dziecko dla odważnych to anty poradnik, w którym
Talko obala wiele mitów o idealnym dziecku i jego wychowaniu, a jeżeli już macie
okazję obcować z takim fenomenem to musicie sobie uświadomić, że najczęściej
stoi za tym sztab nianiek lub babcia, która całe dnie spędza z
wnuczką/wnuczkiem, aby matka mogła rozwijać swoją karierę oraz czerpać korzyści
z życia bez obawy o dziecko. Leszek Talko
stara się uświadomić, że dziecko zmuszane do perfekcji (czyste i schludne
puszczane na plac zabaw nie może pobawić się z innymi, aby się nie ubrudzić)
nie będzie szczęśliwe, a matki takich brzdący określa mianem mamafii. Również
próby powstrzymania się lub późniejszego zatuszowania nieodpowiednich słów,
które nam się przypadkowo wymsknie w stresowych sytuacjach, często gęsto
skutkuje wykorzystaniem ich przez dziecko w najmniej spodziewanych momentach. Takich
przykładów zaczerpniętych z książki można by było wymieniać bez liku tylko,
jaki jest w tym sens skoro lepiej samemu przekonać się o tym w trakcie lektury.
Podsumowując, Dziecko dla odważnych to naprawdę świetna książka do treści,
której należy podchodzić z dystansem i sporą dozą pobłażliwości. Autor wcale
nie kryje się z tym, że niektóre z opisanych sytuacji zostały dość
karykaturalnie przerysowane, ale temu nie powinien nikt się dziwić, jeżeli
weźmie się pod uwagę, iż z początku wszystkie teksty były pojedynczymi
felietonami publikowanymi w gazecie. Polecam nie tylko rodzicom lub osobom
planującym powiększenie rodziny, ale także wszystkim pozostałym.
Ostatnio robiąc książkowe zakupy zastanawiałam się nad jej kupnem. Szkoda, że jednak nie wylądowała w koszyku.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna pozycja, szczególnie dla rodziców kilkulatków.
OdpowiedzUsuńWidać, że książka jest na pewno dobra i przepełniona humorem, jednak ta tematyka kompletnie mnie nie interesuje. więc nie będę się zmuszać, aby ją czytać.
OdpowiedzUsuńNo to możeliwe, że postaram się ją dorwać zanim urodzi się moje dziecko :)
OdpowiedzUsuń~Natalia
Choć już od kilku lat jestem na tym "polu walki" i zznam temat od podszewki, to chętnie sięgnę
OdpowiedzUsuńmnie się też bardzo podobała :)
OdpowiedzUsuń