Tytuł: Dziedzice krwi
Autor: Mateusz Sękowski
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 413
Okładka: miękka
Projekt okładki: Magdalena Zawadzka / Aureusart
Zdjęcie okładkowe: Curaphotography | Dreamstime.com
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7722-915-6
Moja ocena: 4,5/6
Cena okładkowa: 37 zł
Kupicie w: Libroteka
Aerdin
Veske to ćwierć elf, który od osiemnastu lat podróżuje po świecie, aby dokonać
zemsty poprzysięgniętej mordercom swoich rodziców. Jednak nawet po takim czasie
nie wiele udało mu się zdziałać. Ktoś bardzo nie chce aby prawda wyszła na jaw
i doskonale potrafi zacierać za sobą ślady. Nie zraża to młodzieńca, ma on
swoje sposoby aby zdobyć chociaż skrawki potrzebnych informacji. Ważne, żeby
chociaż o centymetr przybliżały go do spełnienia obietnicy.
Niestety
Aerdin często przekonuje się, że droga którą podąża wcale nie należy do
bezpiecznych. Bardzo często ociera się o śmierć, ale nic go nie powstrzyma…
Jest to
bardzo okrojone streszczenie fabuły, ale uwierzcie mi tyle się dzieje, że
ciężko jest opisać wszystko tak aby nie zdradzić tych najważniejszych wątków
szczególnie, iż każda z takich przygód ma znaczący wpływ na dalsze wydarzenia w
jakich przychodzi brać udział głównemu bohaterowi. Jak więc łatwo się domyślić,
fabuła jest dosyć złożona i niepozbawiona niespodzianek. Akcja mknie do przodu
i nie sposób się przy niej nudzić.
Powinnam
napisać teraz coś na temat autora, którego Dziedzice
krwi są debiutanckim występem na scenie pisarskiej, ale niestety nie mam
szansy tego zrobić, ponieważ nic nie można znaleźć o Mateuszu Sękowskim. Ani autor, ani wydawnictwo nie zamieścili nawet
króciutkiej notki biograficznej. W sumie jest to nawet świetne posunięcie
marketingowe, ponieważ taka niewiedza potęguje czasem ciekawość względem
powieści.
Co do
bohaterów, to chyba już taka jest tendencja debiutujących pisarzy, że ich
główni bohaterowie są do znudzenia idealni i prawi. Tutaj niestety jest tak
samo. Niestety wprowadza to lekką sztuczność, ale dającą się przeżyć. Na
szczęście pozostała „plejada” bohaterów nadrabia tę „idealność” i to z
nawiązką. Autor uwiarygodnił je, dużo bardziej niż protagonistę, po przez
uwidocznienie zarówno ich zalet jak i wad, tych drugich zabrakło u Aerdina. Nie
znaczy to jednam, że nie da się go nie lubić. Jest wręcz odwrotnie…
Podsumowując, Dziedzice krwi nie są pozbawione wad, ale przecież
żaden debiut się bez nich nie obchodzi. Mimo to uważam, że warto poświęcić swój
czas na zapoznanie się z tą lekturą. Autor miał naprawdę świetny pomysł, który
udało mu się wykorzystać w stopniu zadowalającym. Polecam.
WYZWANIE: Czytam fantastykę 2
Raczej nie moje klimaty :D Wolę poświęcić te kilka godzin na coś sprawdzonego, co wiem, że mi się spodoba :>
OdpowiedzUsuńNo, z tym ćwierćelfem to trochę dziwne....
OdpowiedzUsuńNo nie wiem... polski autor trochę przeraża ;) Może się skuszę, może...
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Pozdrawiam!
Nie wiem czemu, ale okładka przypomina mi Conana xD. Dawno nie czytałam niczego o elfach, a że ostatnio mam słabość do polskiej fantastyki, to chyba zapoznam się z tą książką :)
OdpowiedzUsuńOstatnio debiuty literackie są coraz lepsze, a w towarzystwie Aerdin bardzo ciekawie spędziłam czas
OdpowiedzUsuńDebiuty literackie są coraz lepsze, a w towarzystwie Aerdina bardzo ciekawie spędziłam czas
OdpowiedzUsuńNie istnieją książki bez żadnych wad, zwłaszcza, jeśli jest to debiut :)
OdpowiedzUsuńMogłabyś mi zdradzić, jak robi się takie ramki jak masz Ty wokół podstawowym informacji o książce? Poległam na tym polu :(
Zmiana adresu bloga, Marcepankowy Świat Książek to teraz http://zrecenzowana.blogspot.com/ :)
O! Mateusz Sękowski ostatnio do mnie napisał z propozycją współpracy i już czekam na książkę, jestem szalenie ciekawa co to będzie za fantasy w wykonaniu chłopaka z liceum :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że ten chłopak na okładce ma turban na głowie XD Ale to tylko miecz...
OdpowiedzUsuńCo do książki to z chęcią bym ją poznała skoro jest tak dużo akcji :)
Nie jestem pewna co do tej lektury, ale może w późniejszym czasie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
weronine-library.blogspot.com