Tytuł: Wampy, wampiry...Autor: Lucienne DiverWydawnictwo: EGMONT PolskaIlość stron: 230Rok wydania: 2010Moja ocena: 1,5/6
Wampiry w młodzieżowym
wydaniu
W literaturze mamy już tak wiele kreacji wampirzych,
że możemy w nich spokojnie przebierać aby znaleźć takie, które nam pasują. „Wampy, wampiry…” autorki Lucienne Diver także porusza temat rzeczywistości
w której te istoty mają swoja rację bytu. Jaka jest wizja autorki? Czy książka
przypadła mi do gustu? Zaraz się przekonacie.
Główną bohaterka jest Gina Covello, która budzi się
we własnym grobie po trzech dniach od swojej śmierci. Bardzo szybko zdaje sobie
sprawę, że stała się przedstawicielką zupełnie innego gatunku – wampirzycą. Gdy
udaje jej się wydostać na powierzchnię, od razu natyka się na Bobby’ego –
chłopaka, który ją przemienił, ponieważ miał nadzieję, że dzięki temu będzie
miał dziewczynę. Jednak Gina ma, w jej mniemaniu, dużo większy problem natury
estetycznej. Została bowiem pochowana w kiczowatej sukience i nie posiada już
swego odbicia w lustrze i nie będzie miała możliwości nakładać sobie makijażu,
układać fryzury i dobierać odpowiednich ciuchów.
Jak się później okazuje, na Bobby’ego i Gine
czekają dużo poważniejsze problemy. Choćby to, że do miasta przybyła wampirzyca
Mellisande, która za wszelką cenę chce zostać królową. Jak to zwykle bywa w
tego typu książkach, pomiędzy obiema dziewczynami dochodzi do konfliktu. Nie
będę się jednak bardziej tu rozpisywać, aby nie popsuć komuś frajdy z czytania,
o ile ktoś w ogóle się skusi na tę książkę.
Powieść miała być skierowana do młodych czytelników
i tak właśnie jest. Starsi nie znajdą w niej nic ciekawego, a mogą poczuć
niesmak. Cała fabuła jest naszpikowana nazwami własnymi z różnych młodzieżowych
gazet, po za tym nie ma w niej żadnej spójności i ciągłości wydarzeń. Sama
bardzo często się gubiłam i musiała cofać kilka stron wstecz, aby zrozumieć o
co w danej chwili chodziło autorce. O akcji nie ma w sumie co pisać, ponieważ
trudno ją dostrzec pomiędzy tymi wszystkimi opisami. Bohaterowie także nie
zachęcają do lektury, od samego początku można uznać ich za pustych
nastolatków, którym w głowie jedynie ciuchy i makijaż.
Jedynym plusem w tej książce jest język jakim
została napisana. Jest on prosty i plastyczny, w którym autorka często
wykorzystywała zwroty jaki posługuje się młodzież. Dzięki temu książkę czyta
się bardzo szybko, a po przeczytaniu ostatniego zdania można zacząć się
cieszyć, że to już za nami.
Podsumowując. Według tego co autorka napisała na
swoim blogu, powieść miała być historyjką pełną humoru, w której główne role
odgrywają wampiry. Jednak według mnie wyszła z tego nijaka książka, która z
humorem ma raczej nie wiele wspólnego. Ja osobiście nadal czuję niesmak po jej
przeczytaniu i mam wrażenie, że jeszcze długo ta pozycja będzie mi się „odbijała
czkawką”. Nie polecam nikomu.
Książkę miała okazję przeczytać dzięki uprzejmości
wydawnictwa EGMONT Polska
Czyli wychodzi na to, że to jedna z tych książek, które można przeczytać tylko po to, by sobie dodać kolejną pozycję na liście :P
OdpowiedzUsuńO! A ja myślałam, że to będzie ciekawa książeczka. Zawiodłabym się pewnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Oj, w takim razie sobie odpuszczę. Lubię wampiry i chyba nie mam ochoty na jakieś kiepskie książki o nich ;)
OdpowiedzUsuńJa też odpuszczam ...
OdpowiedzUsuńChciałam kiedyś przeczytać tę książkę, jednak nigdy po nią nie sięgnęłam. Jak widać, żadna strata.
OdpowiedzUsuń